Rozdział
I
Nigdy
nie sądziłam, że moje marzenie może się spełnić, a tu jednak w
życiu jest wszystko możliwe. Siedziałam na pokładzie samolotu i czytałam
kolejny kolorowy magazyn, od czasu do czasu zerkałam przez okno. Byłam pod
wrażeniem jak piękne są widoki z tak wysoka i jak mali są ludzie. To było tak
nieprawdopodobne, a jednak prawdziwe. Uśmiech, który zagościł na mojej twarzy
wczoraj cały czas mi towarzyszył. Nie żałowałam, że zostawiam swoje
dotychczasowe życie w Polsce, a zaczynam nowe w Kalifornii. Nie bałam się
wyzwania jakim było to, iż nie będę już tą samą osobą, którą byłam wcześniej
czy też fakt, że od dziś jestem zdana na siebie, bo zamieszkam w obcym mi
kraju, mieście, a może na wsi. Sama nie wiedziałam gdzie będę mieszkać, bo
poprosiłam rodziców, by kupili mi mały domek jednorodzinny gdzieś w Kalifornii,
ale gdzie dokładnie nie wiedziałam. To była zagadka, której rozwiązanie czekało
na lotnisku. Ciekawość i szczęście kroczyły w parze podczas podróży. Wywołując
w mojej głowie różne myśli. Zarówno te dobre jaki i te złe, które starałam się
trzymać na dystans, by nie popsuły tego co starała się mi przekazać wyobraźnia.
Nie wiem kiedy zdołałam usnąć, ale tak się stało.
Byłam gdzieś nie wiem sama gdzie, ale
chyba nad wodą, a może to był ocean. Leżałam na kocu i słuchałam szumu fal.
Było tak romantycznie, świeczki paliły się w koło. Na szorstkim materiale
leżało mnóstwo płatków róż. Podniosłam się, nie byłam sama. Ktoś siedział koło
mnie, to był jakiś mężczyzna. Nie widziałam twarzy, był odwrócony tyłem.
Patrzył na wodę, był zamyślony. Tak jakby mnie nie widział… Wyciągnęłam rękę ku
niemu, już miał się odwracać kiedy…..
- Panno Nicol, właśnie wylądowaliśmy na
lotnisku w Los Angeles. – Poinformowała mnie młoda, szczupła, blondynka o
brązowych oczach, która pracowała jako stewardessa.
-Ahh… dziękuje. – Powiedziałam wstając
z miejsca. Wyszłam i od razu skierowałam się po swoje bagaże, przy wyjściu
czekał jakiś mężczyzna. Był troszkę wyższy ode mnie, miał ciemno-blond włosy,
ubrany był modnie w stylu typowo Kalifornijskim, a miał może dwadzieścia pięć
lat. Machał rękami do kogoś.
- Nicol!!! – Zawołał i w końcu okazało
się, że to jego machanie było do mnie. Poszłam w jego stronę, a on w moją. –
Nicol jak miło, że już jesteś. Jestem Kevin, przyjaciel twojej rodziny. Twoi rodzice prośli mnie bym
się tobą zaopiekował. – Oznajmił mi nie dając mi dojść do jednego nawet słowa.
Widać po nim było, że strasznie lubi gadać. Zaczął nawijać skąd zna moich
rodziców i jak dawno mnie nie widział. Nie miałam ochoty nawet z nim wchodzić w
jakieś większe rozmowy więc przerwałam mu tę pogadankę.
- Kevin powiem ci wprost pokaż mi gdzie
mam swój dom i to wszystko. Nie musisz mnie niańczyć, ponieważ nie mam już
dziesięciu lat, tylko znacznie więcej. Moi rodzice cię prośli o to byś się mną
zajął, bo myślą, że sobie nie poradzę. Jednak ja wiem co robię. I jeszcze jedno
– Spojrzałam na niego groźnym wzrokiem – Jeśli wyda się to kim jestem to uwierz
mi, że ci tego nie daruje. – Zagroziłam palcem.
-Nie no, wiem o co chodzi, tylko wiesz
w razie potrzeby to wal do mnie śmiało. – Udał luzka, choć w jego oczach
widział nutkę niepokoju. Nie przejęłam się tym za bardzo
- Spoko – Rzuciłam krótko – A teraz za
nim ruszymy w drogę to chciałabym coś zjeść – Powiedziałam czując po wydawanym
przez mój żołądek dźwięku, że robie się głodna.
- To może wskoczymy do jakiejś
restauracji, znam fajną. – Zaproponował mężczyzna. Spojrzałam na niego tak
jakbym patrzyła na idiotę. – No co??? Ej.. jeśli myślisz, że jedzenie tam jest
nie dobre to się mylisz. – Dodał myśląc, albo nie myśląc.
- Czy ty na serio gadasz poważnie??? –
Spytałam ironicznie – To ja ci mówię, że nie chcę by wydało się to kim jestem w
Polsce, a ty zapraszasz mnie do restauracji ??
- Dobra powiem inaczej. Nie daleko,
dosłownie paręnaście kilometrów stąd jest fajny bar, w którym można zjeść
naprawdę dobre jedzenie. – Poinformował mnie. Przyznam to brzmiało całkiem
normalnie.
- No to na co czekam jestem strasznie
głodna. – Pośpieszyłam po kolejnym dźwięku mojego brzucha. Kevin przejął moje
bagaże i poszliśmy do samochodu, a chwilę później jechaliśmy coś zjeść. Droga
minęła nam w ciszy i dosyć szybko. W barze dopiero zaczęliśmy rozmawiać.
- To co zjesz ?? – Kevin nawet nie
spojrzał na mnie, wpatrywał się w kartę dań.
- Ja może duże frytki i kawę poproszę.
– Odpowiedziałam bez zastanowienia.
- Serio ?? – Zdziwił się - Lubisz Fast
food ?? – Dodał po chwili.
- No z tego co widzę to nie ma nic
innego co mogłabym zjeść i się tym najeść. Co pewnie myślisz, że zaszkodzi mi
to na figurę albo coś w tym stylu?? – Odparłam z podejrzeniem w głosie.
-Nie no nie o to chodzi.
-A o co ??
- Tylko o to, że jak dowie się twoja
mama co ty jesz to mnie zabije. – Zaśmiał się, a mi do śmiechu nie było.
Wyczuwałam co się święci.
-Mówisz, ale przecież jej tu nie ma. –
Ciągnęłam temat moich rodziców, chciałam się dowiedzieć co dokładnie miał robić
posłaniec moich rodziców.
- No ale ja się jej czasami boje więc
będę musiał jej powiedzieć, co ty tu robisz?? – No i się wysypał. Chyba nawet
się nie szczaił.
- A więc jesteś po to by zdawać relacje
moim starym ?? No tak myślałam, bo zbyt szybko poszło mi z namową ich na moją
samodzielna wyprowadzkę z Polski. Kevin wiesz dobrze, że jestem już dorosła
więc nie musisz mnie pilnować. Powiesz moim rodzicom, że mam się dobrze, jem
zdrowo i tak dalej, a co tu się tak naprawdę będzie działo zostanie między
nami. – Zaproponowałam układ. Kevin wyglądał na zmieszanego, widocznie doszedł
do wniosku, że się wygadał. Jego mina wyglądała na śmieszną, przyznam, że nawet
mi się śmiać zachciało, gdy na niego patrzyłam.
- No nie jestem pewny.
-Czemu ??? Co wolisz powiedzieć moim
rodzicom że ich córka ci uciekła czy być spokojnym o swoje życie?? – Mały
szantażyk to było to co lubie najbardziej w takich sytuacjach. Nigdy mnie nie
zawodził moje argumenty zawsze były celne. Tym razem było tak samo, Kevin pękł
jak balonik z dużym nadmiarem powietrza. Zgodził się na mój układ. Przekonanie
go, by ze mną współpracował nie było trudne, może dlatego, że jestem ładna, albo tak jest wygodniej dla niego. Nie
ważne, liczy się to, że nie będzie gadał moim rodzicom o tym co robie tylko
będzie lał im wodę. Gdyby się nie zgodził to cały ten wyjazd poszedł by na
marne. Bo wszystko by wyszło na jaw, ja chcę zwyczajnie uciec od tego całego
burdelu jaki zapanował odkąd pamiętam w moim życiu. Chcę mieć swoją przestrzeń
prywatną, a nie stale ukrywać się przed fanami czy brukowcami. Wytrzymałam tyle
lat jako córka znanej piosenkarki i aktora to teraz należy mi się urlop od nich
i od tego świata.
-A tak w ogóle to co zamierzasz zrobić
? – Spytał Kevin popijając gorącą filiżankę kawy, tym samym wyrywając mnie z
zamyślenia.
- To znaczy ?? – Nie do końca zrozumiałam
jego pytanie, przecież oczywiste jest to, że chce zamieszkać w LA.
-No wiesz tu może aż tak znana nie
jesteś ale na pewno znajdą się jacyś fani. Przecież masz parę piosenek w języku
angielskim. Nawet mogę ci przypomnieć, że w tamtym roku wydałaś cały krążek
anglojęzyczny. – Uświadomił mnie. Miał rację w tym co mówił, przecież moja
twarz i to że nie zmieniałam nic w swoim wyglądzie jest dla mnie charakterystyczne.
-Myślisz, że w LA mam jakiś fanów ?? –
Spytałam choć i tak coś w tym było.
-No myślę że na pewno. Twoje teksty są
prawdziwe, a nie fałszywe jak większość piosenek innych wykonawców. Twoja mama
też ma niektóre nuty do bani. Ale nie mów jej. – Stwierdził prosząc mnie bym
nie gadała nic o jego zdaniu jakie wyraził.
- No spoko, spróbuję trzymać język za
zębami. – Obiecałam – Ale nie gniewaj się na mnie jak kiedyś mi się wymknie z
pod języka parę słów. – Zaśmiałam się. Mina Kevina jednak nie wyrażała
zadowolenia z mojego dowcipu. Może się bał mojej rodzicielki?? W sumie czasem
to i ja się jej boje. Czas leciał szybko, Kevin poprosił o rachunek i zapłacił
za cały posiłek. Oczywiście nie pozwolił mi zapłacić za siebie, bo wtedy nie
był by dżentelmenem. Wyjaśnił mi kiedy się kłóciliśmy. Dałam za wygraną.
Szczerze powiedziawszy polubiłam go, mimo, że nie znaliśmy się na tyle długo. Nie
wiem w jakich okolicznościach poznał się z moimi rodzicami przecież był nie
wiele starszy ode mnie, jednak nie rozwodziłam się nad tym. Był pierwszą osobą
jaką znałam w Los Angeles i dobrze wiedział kim jestem. Miałam tylko cichą
nadzieję, że nie będzie miał długiego języka i nikt tu się nie dowie kim
jestem…. Droga do mojego domku minęła szybko, choć jak w każdym mieście
zdarzały się korki. Kevin chyba ich nie lubił, jak tylko staliśmy to za każdym
razem reagował nerwowo. To nie było nic dziwnego, każdy mieszkaniec LA tak się
zachowywał.
- I co zamierzasz tu dalej mieszkać ??
– Spytał, mimo, iż był w pełni skupiony na prowadzeniu auta.
- Przecież w Warszawie też bywają
korki. Dla mnie to nic strasznego. – Odpowiedziałam pełna entuzjazmu.
- Ale Los Angeles to nie Warszawa Niki.
– Powiedział tak troskliwie, ale nie patrzył w moją stronę cały czas obserwował
sytuację – No a już wiesz co zrobisz ze swoim wyglądem ??
-Tak wiem, ale korki to korki. A co do
jego wyglądu to będę raczej zmuszona wybrać się do fryzjera, przemaluje włosy i
może narazię na tym się skończy. – Nie wiedziałam sama co mam zrobić ze sobą
ale wiedziałam, że zmiana koloru będzie dobrym początkiem.
- I jaki kolor chcesz sobie zrobić?? –
Wypytywał z ciekawości.
- Jeszcze nie wiem, może zielony, a
może niebieski. – Udałam zamyśloną, a kątem oka przyglądałam się jego reakcji.
- No weź już nie żartuj już mój znajomy
chce sobie włosy przemalować na różowo. – Kevin wyglądał na oburzonego, ale
minę miał zabawną. Wielkie jak pięć złoty oczy, szeroko rozstawione usta i
delikatnie zmarszczone czoło i ten ton kiedy do mnie mówił. Wspaniałe
połączenie na poprawę humoru. Chętnie zrobiłabym mu zdjęcie i pokazała, ale
darowałam sobie.
-Co ty twój kolega chce sobie zrobić
różowe włosy?? – Zmieniłam temat mojego wyglądu.
- Tak, jego brat namawia go by tego nie
robił, ale on jest bardzo uparty. Mogę nawet powiedzieć, że jest uparty jak
osioł. Jest rok starszy ode mnie, ale zachowanie jego w pewnych sytuacjach
porównać można do dziecka dziesięcioletniego. – Mówił takim samy tonem jak w
momencie rozmowy na temat mojej nowej kolorystyki włosów.
- Haha.. nie no, nie wyobrażam sobie
chłopaka w różowym kolorze. Ten twój kumpel musi być jakiś poszczelony skoro
chce się tak ufarbować. – Stwierdziłam choć nie powinnam tego robić, bo nie
ocenia się kogoś po wyglądzie czy po tym co ktoś mówi na danej osoby temat.
Taka zasada jest, ale po pierwsze zasady są po to by je łamać, a po drugie
czego oczy nie widzą temu sercu nie żal. Długo gadaliśmy na temat wyglądu,
żartowaliśmy i śmialiśmy się, że nawet nie zauważyłam kiedy ruszyliśmy w dalszą
drogę. Po kilkudziesięciu minutach byliśmy już na miejscu. Mój domek położony
był nad oceanem. Nie duży piętrowy domek w białym kolorze, a jego dach był
ciemny. Wszystko wyglądało na mega luksusowe, nie wielkie podwórko z piękną
zielenią. Ciekawa byłam jak wygląda we wnętrz, więc czym prędzej poszłam na
rozeznanie terenu. W środku wszystko było tak zbudowane i umeblowane, że to co
było na zewnątrz przeczyło temu co widziałam na własne oczy.
-Tu jest pięknie. – Powiedziałam pełna
podziwu. Zawsze wiedziałam, że moi rodzice mają dobry gust co do kupna jakich
kolwiek rzeczy. I nigdy jeszcze się na nich nie zawiodłam.
-No fajnie tu, ale tak sama tu będziesz
mieszkać ?? – Wypalił z pytaniem Kevin.
-Wiesz na to wygląda.- Odpowiedziałam.
– A czemu pytasz tak w ogóle o to?? – Dodałam po chwili. Milczał tak jakby się
czegoś wstydził powiedzieć. Czyżby on chciał ze mną mieszkać ??? Przecież go
nie znam na tyle, bym łączyła z nim jeden dach. Patrzyłam na jego z
oczekiwaniem, aż mi udzieli odpowiedzi. Odpowiadała mi cisza.
- Tak pytam Niki. – Wykrztusił z siebie
w końcu te kilka słów. – Dobra ja się zmywam do siebie, gdybyś czegoś
potrzebowała to tu masz mój numer. – Oznajmił i wręczył mi kartkę z numerem
telefonu. Pożegnałam się, a później odprowadziłam do drzwi. To był ciężki
dzień, wzięłam bagaże i poszłam na piętro w poszukiwaniu swojej nowej sypialni.
Tu wszystko było dla mnie nowe, więc
musiałam się odnaleźć. Choć na chwile obecną potrzebowałam tylko łóżka i
łazienki. Byłam zmęczona. Weszłam do pierwszego lepszego pomieszczenia i od
razu trafiłam na pokój z łazienką. Strzał w dziesiątkę. Nie rozpakowywałam się
z walizek wyjęłam tylko to co najbardziej było mi potrzebne i poszłam się
odświeżyć i ubrać w piżamę. Nie
zwracałam uwagi na wystrój łazienki. Nalałam tylko wody ciepłej wody do wanny,
a po chwili byłam w niej zanurzona, Przyjemne ciepło otuliło moje ciało.
- Tak tego było mi trzeba –
Powiedziałam do siebie czując ulgę. Po długim locie i drodze byłam bardzo
zmęczona, co widać było nawet w czasie lotu, bo usnęłam. Nie wiem ile trwała
moja kompiel, ale kiedy poczułam, że woda robi się coraz bardziej chłodniejsza,
wyszłam z niej. Moje ciało zakryłam miękkim w dotyku ręcznikiem, na głowie
wzniósł się „turban”. Wytarłam się staranie ręcznikiem, nałożyłam szybko
wchłaniający się balsam do ciała o zapachu dzikiej róży, a na koniec włożyłam
piżamę. W pokoju położyłam się na łóżko i w mgnieniu oka przeniosłam się w
świat Morfeusza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz